Znowu maraton nienawiści

Od kiedy pamiętam masówki zawsze mnie przerażały*. Pamiętam jak z zadziwieniem i nieomal lękiem patrzyłem na tłumy ubranych wyłącznie i w całości na biało postaci, które zdążały ulicami na coś, co nazwano bodajże „Białą imprezą”. Tłumy ludzi. Jeden w drugiego ubrani na biało. Kto i jak skłonił ich do posłuszeństwa i masowego zachowania się w identyczny sposób?

Tak się buduje armie, stronnictwa polityczne – a nie duszę człowieka.

Zbliża się bieg publiczny. Maraton nienawiści dla własności prywatnej (biegacze skorzystają ze skradzionych przez funcjonariuszy państwowych ulic – co więcej: utrudnią albo uniemożliwią korzystanie z nich innym okradzionym; może na zasadzie: „wyrwać, ile się da, a o resztę nie troszczyć”?), czasu i oczu bliźniego oraz prywatności.

Spotkałem się z taką reakcją: „No dobrze, gdyby to był tylko jeden dzień w roku – to byłbym to w stanie zrozumieć. Ale Warszawa ma takich publicznych biegów spośród europejskich miast najwięcej!”. WETO! Nawet gdyby to był tylko jeden dzień w roku – to i tak się nie zgadzam. Bo chodzi najpierw o zasadę, a dopiero później o skalę. Gdyby władzę w Polsce zdarzyło się przejąć funkcjonariuszom państwowym, którzy wprowadziliby naprawdę niskie podatki – o wiele niższe niż haracz, którego domagają się dziś – i tak bym (czynnie i ustnie) protestował.

Zdaję sobie sprawę, że mógłbym być w tym stosunkowo odosobniony; może to stanowić smutną ilustrację wygłoszonej przez jednego z bohaterów W samo południe tezy, że „ludziom w głębi serca jest wszystko jedno. Po prostu im nie zależy”. A może im właśnie (gremialnie) zależy: na świętym spokoju, na tym, żeby się nażreć, nażłopać, wyspać (a czasem przespać z kim popadnie w imię chwilowego poczucia przyjemności), obejrzeć meczyk, kupić fajny gadżet i zagrać w fajną gierkę – i tyle.

Odnosi się nieodparte, a smutne wrażenie, iż większości wystarczają i w każdych okolicznościach wystarczyłyby znośne warunki niewoli. Gdy proponuje się takiemu  mentalnemu niewolnikowi, że dostanie tak bez powodu w skórę tylko raz na tydzień, ale w zamian dostanie to i to i to – łacno na taką propozycję przystaje. A w nowym wspaniałym świecie nawet nie chcą nas bić – tylko zabijać przyjemnością i rozpraszaczami (natłokiem nieistotnych informacji)…

Wracając do zagadnienia protestu i walki z funkcjonariuszami państwowymi (również tymi proponującymi nam „najznośniejsze spośród wszystkich” warunki niewoli)… Ktoś powie: „Ty byś protestował przeciw okradaniu drugiego człowieka, korporacjom (a na pewno ich dzisiejszemu wcieleniu) etc. nawet gdybyśmy w rezultacie rezygnacji z obecnego systemu mieli żyć w błocie, smrodzie i ubóstwie”. Ale to zarzut chybiony, bo oderwany od rzeczywistości. To prawda: nie wiem, jak wyglądałby świat ludzi wolnych, jakie podjęliby decyzje. Ale wiem (i wszyscy wiemy to z pewnością), że dobrobyt (duchowy na pewno, a bywa że i materialny) jest darem Boga wynikającym z szacunku dla Jego przykazań. Dlatego straszaka błota, smrodu i ubóstwa zbytnio bym się nie obawiał.

Ale cóż robić dziś? Obserwacje życia codziennego prowadzą do wniosku, że walka z systemem we wszystkich jego wcieleniach oznaczałaby w praktyce, że należy bojkotować prawie wszystkich… a na pewno prawie wszystkie instytucje.

Cóż, tak czy inaczej nigdy nie zgodzę się – nieudolnie parafrazując znane słowa – że pożyteczno jest, aby jedna sprawiedliwa zasada zginęła za święty spokój większości… (Por. J 11, 50).

_______

* Dotyczy to również masowych celebracji religijnych na wolnym powietrzu, spotkań stadionowych etc.; co ciekawe, podobnych reakcji nie wywołuje uczestnictwo we Mszy świętej w szacownym wnętrzu na przykład gotyckiej świątyni – nawet jeśli wierni przybywają bardzo licznie.

Jedna myśl w temacie “Znowu maraton nienawiści

Dodaj komentarz